Spór w Białym Domu

2025-06-16 12:36:58(ost. akt: 2025-06-16 12:37:40)
Donald Trump.

Donald Trump.

Autor zdjęcia: PAP/EPA

Wspieranie Izraela w obronie, to maksimum wsparcia Stanów Zjednoczonych w konflikcie z Iranem, a dla niektórych jest to już przekroczenie pewnej granicy - mówił w Studiu PAP analityk PISM Mateusz Piotrowski. Podkreślił, że w Waszyngtonie trwa spór ws. zaangażowania USA na Bliskim Wschodzie.
Zapytany w poniedziałek w Studiu PAP o dalszą postawę USA wobec trwającego izraelsko-irańskiego konfliktu koordynator programu amerykańskiego w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych powiedział, że Izrael bardzo liczy na większą obecność Stanów Zjednoczonych w razie poważnej regionalnej eskalacji. Dodał, że w Waszyngtonie trwa obecnie spór o to, "co robić, jak reagować i jak się zachować" w obecnej sytuacji.

Zdaniem Piotrowskiego mało prawdopodobne, by konflikt rozlewał się na kolejne kraje, bo na razie Izrael "dominuje nad Iranem", ale gdyby jednak do tego doszło, to USA raczej nie powinny bardzo aktywnie angażować się w jego stabilizację.

Według niego, maksimum amerykańskich działań to wspieranie Izraela w obronie i "sygnalizowanie obecności wojskowej", jednak bez "zbyt aktywnego zaangażowania".

"Już i tak fakt, że wojska Stanów Zjednoczonych, przede wszystkim marynarka, ale też obrona powietrzna rozmieszczona na Bliskim Wschodzie, została zaangażowana do tego, żeby zestrzeliwać irańskie rakiety i drony, to dla niektórych osób odpowiedzialnych za sferę planowania polityki obronnej w Waszyngtonie i tak już było to za dużo" - powiedział.

Ponadto, jak zaznaczył analityk PISM - w amerykańskiej administracji jest cała rzesza +MAGOwców z krwi i kości+ (członów ruchu Make America Great Again - PAP), którzy "bardzo głęboko wierzą, że kluczowym założeniem polityki zagranicznej Donalda Trumpa nie powinien być interwencjonizm" i ich zdaniem zaangażowanie się w obronę Izraela było już "przekroczeniem tej granicy".

Piotrowski podkreślił, że Stany Zjednoczone nigdy nie były neutralne, jeśli chodzi o region Bliskiego Wschodu i atak Izraela na Iran musiał odbyć się za amerykańskim przyzwoleniem.

Izrael rozpoczął w piątek 13 czerwca zmasowane ataki na Iran, twierdząc, że ich celem są obiekty nuklearne i wojskowe. Premier Izraela Benjamin Netanjahu mówił tego dnia, że Iran ma wystarczającą ilość wzbogaconego uranu, by zbudować dziewięć bomb atomowych. Iran nazwał atak "deklaracją wojny" i odpowiedział nalotami z użyciem rakiet balistycznych na Izrael. Obie strony zapowiadają kolejne uderzenia. Izraelski minister obrony Israel Kac zapowiedział w poniedziałek rano, że mieszkańcy Teheranu "zapłacą, i to wkrótce" za irańskie ataki z ostatniej nocy m.in. na Tel Awiw i portowe miasto Hajfa.


PAP/red.