Choroba niebieskiego języka uderza na Dolnym Śląsku

2024-11-26 13:28:00(ost. akt: 2024-11-26 13:34:28)

Autor zdjęcia: zdj.ilustr.

Powrót choroby niebieskiego języka do Europy budzi niepokój hodowców zwierząt w wielu krajach. Teraz również na Dolnym Śląsku.
Choroba została zdiagnozowana w drugiej połowie listopada w miejscowości Rajczyn, gdzie jedno ze stad bydła liczące 31 sztuk odnotowało trzy przypadki zakażenia. Powiatowy Lekarz Weterynarii w Wołowie, Paweł Szewczyk, w rozmowie z mediami wyjaśnił, że wirus przenoszony jest przez kuczmany – drobne owady, które kłują zwierzęta, stając się nośnikiem choroby. Choć zakażenie między zwierzętami jest teoretycznie możliwe, dochodzi do niego jedynie poprzez krew lub nasienie.

Wrześniowa powódź, która nawiedziła Dolny Śląsk, mogła przyczynić się do powstania sprzyjających warunków do rozwoju owadów roznoszących wirusa. Zalane łąki, które stały się siedliskiem bakterii i wirusów, były idealnym miejscem dla kuczmanów. „To nie przypadek, że ognisko pojawiło się właśnie teraz” – podkreśla Paweł Szewczyk.

Objawy i skutki choroby
Choroba niebieskiego języka atakuje zarówno zwierzęta hodowlane, jak i dzikie, w tym sarny, jelenie czy łosie. U bydła objawy mogą pojawić się nawet po 60–80 dniach od zakażenia, co sprawia, że diagnozowanie bywa trudne. Do najczęstszych symptomów należą: gorączka, nadmierne ślinienie, owrzodzenia jamy ustnej, zapalenie racic, deformacje cieląt czy ronienia.

Najbardziej podatne na zakażenie są owce, u których śmiertelność może sięgać nawet 30%.

Brak zagrożenia dla ludzi

Mimo groźnie brzmiącej nazwy choroba nie stanowi zagrożenia dla ludzi, a produkty pochodzenia zwierzęcego, takie jak mięso, mleko czy wełna, mogą być bez przeszkód wprowadzane do obrotu, nawet z terenów objętych zakażeniem.

Zgodnie z przepisami unijnymi BTV nie podlega obowiązkowemu zwalczaniu, choć w skrajnych przypadkach, gdy zwierzęta nie mogą jeść ani pić, może zapaść decyzja o ich uśmierceniu z powodów humanitarnych. Obecnie trwają obserwacje i działania mające na celu kontrolowanie rozwoju choroby na Dolnym Śląsku. Hodowcy są jednak świadomi, że wyeliminowanie zagrożenia w pełni będzie wymagało długoterminowych działań, w tym walki z owadami przenoszącymi wirusa.

Czy Dolny Śląsk zdoła zatrzymać rozprzestrzenianie się BTV? Na razie pozostaje tylko uważnie monitorować sytuację i liczyć na wsparcie służb weterynaryjnych.