Napad na pocztę, bo bał się rozmowy z żoną o pieniądzach

2024-10-17 08:34:55(ost. akt: 2024-10-17 08:43:55)

Autor zdjęcia: red.

Młody konsultant ubezpieczeniowy, z pozoru prowadzący zwyczajne życie, pewnego dnia postanowił wkroczyć na ścieżkę przestępstwa. Grożąc paralizatorem, napadł na pocztę, choć jego zarobki sugerują, że nie robił tego z biedy...
We wrocławskim sądzie rozpoczął się proces, który zaskoczył niejednego mieszkańca miasta. Na ławie oskarżonych zasiadł młody konsultant ubezpieczeniowy, Tomasz G., który w maju tego roku napadł na urząd pocztowy na wrocławskim Starym Mieście. Łupem padło zaledwie 1200 złotych, ale sposób, w jaki przeprowadził atak, przeraża.

- Trzymając w ręku paralizator, groził pracownicom, zmuszając je do wydania gotówki - mówił prokurator Jakub Dłubacz. Tomasz G. nie zaprzecza. Przyznał się do napadu, choć wciąż zaprzecza, by zaatakował mężczyznę, który próbował go zatrzymać.

Oskarżony ze szczegółami opowiedział, jak doszło do przestępstwa. - Wszedłem na pocztę, powiedziałem ‘dzień dobry’, a potem wyjąłem paralizator. Jedna kasetka była otwarta, druga zamknięta. Klucz znajdował się w zamku, więc otworzyłem i zabrałem pieniądze - relacjonował. Ucieczka nie przebiegła jednak tak gładko, jak planował. W momencie, gdy opuszczał budynek, napotkał mężczyznę. - Wydawało mi się, że chciał mnie powstrzymać, więc go ominąłem, starając się uniknąć konfrontacji - dodał.

Po napadzie, Tomasz G. nie zniknął bez śladu. Próbował uciekać rowerem, lecz wkrótce został zatrzymany w garażu swojego biura, gdzie czekał na niego patrol policji. Jego historia rodzi wiele pytań – jak człowiek zarabiający 8 tysięcy złotych miesięcznie wpadł na tak desperacki plan? Sam przyznał, że miał problemy finansowe, ale nie chciał o tym rozmawiać z żoną.

Napad, mimo stosunkowo niskiej sumy, został zakwalifikowany jako kradzież rozbójnicza. Tomaszowi G. grozi od 2 do 12 lat więzienia.