Lądek-Zdrój. Zniszczeni przez wodę, opuszczeni przez władzę

2024-09-19 15:46:29(ost. akt: 2024-09-19 16:35:26)

Autor zdjęcia: YouTube

Woda zalała Lądek-Zdrój, ale nikt ich nie ostrzegł. Miasto, jest dziś ruiną i tonie błocie. Mieszkańcy zostali sami, rządzący zawiedli. Każda chwila mogła uratować dobytek, lecz władza nie kiwnęła palcem, zostawiając ich na pastwę żywiołu​
Lądek-Zdrój tonie nie tylko w błocie, ale i w rozpaczy. Woda przyszła nagle, zalewając domy, ulice, całe życie mieszkańców. - To był prawdziwy kataklizm, to było tsunami – burmistrz Tomasz Nowicki nie krył emocji w rozmowie z RMF FM. Miasto jest w ruinie. Zniszczona infrastruktura gazowa, zerwana kostka brukowa, zalane domy rozpadają się na pół. Ludzie próbują ratować to, co jeszcze można ocalić, w akompaniamencie młotków i siekier, walcząc o każdy fragment swojego życia.

Jednak najbardziej boli ich to, że ostrzeżenia nie nadeszły na czas. - Były komunikaty, ale wszyscy uspokajali, że to nie powtórzy się jak w 1997 roku - pisze na Facebooku jeden z mieszkańców. - Zapomnieli o nas, wszyscy. Jesteście tu niepotrzebni - dodaje inny uczestnik forum. Złość i bezsilność przebijają w każdym słowie. Wszyscy o nich zapomnieli, także rządzący, którzy mogli zareagować szybciej, ale przespali pierwsze godziny.

Burmistrz Nowicki wyjaśnia. - Można było zminimalizować skutki. Pierwsza doba była dla nas najtrudniejsza. Udało nam się zorganizować noclegi dla ponad 100 osób dzięki lokalnym pensjonatom, ale wielu mieszkańców musiało szukać schronienia u rodzin - wyjaśnia. Decyzja o ewakuacji zapadła w ostatnim momencie. Gdyby nie interwencja lokalnego hydrologa, który przekazał nieoficjalne informacje o groźbie przełamania zapory w Stroniu Śląskim, straty byłyby jeszcze większe.

Dramat mieszkańców pogłębia fakt, że nawet w obliczu tej tragedii pojawili się szabrownicy. - Natura ludzka bywa okrutna - przyznaje burmistrz. - Kanalie próbują wzbogacić się na naszej biedzie To kolejny cios dla ludzi, którzy już stracili wszystko - dodaje w internecie jedna z mieszkanek.

Mieszkańcy Lądka-Zdroju i Stronia Śląskiego zostali pozostawieni sami sobie. - Zostaliśmy odcięci, bez wsparcia, tylko dzięki lokalnym kontaktom hydrologa wiedzieliśmy, co robić - tłumaczy burmistrz. Woda przyszła szybko, a władze państwowe i zarządzający sytuacją kryzysową nie reagowały, pozostawiając ludzi na pastwę żywiołu

Fala powodziowa, która powstała po przerwaniu tamy na rzece Młynówce, przetoczyła się przez Lądek-Zdrój w niedzielę, pozostawiając po sobie tylko zniszczenie. Miasto, które niegdyś tętniło życiem jako popularne uzdrowisko, teraz wygląda jak pole bitwy. Gdy woda ustąpiła, odsłoniła obraz kompletnej ruiny – zniszczone domy, zerwane drogi, powyrywana kostka brukowa. Lądek-Zdrój już nie przypominał miejsca, które odwiedzali turyści i kuracjusze.

Dzwonię do znajomego, który był w środę w Lądku Zdrój, ponieważ tam mieszka jego siostra. Odpisuje mi SMS-em. - Woda, która powoli opada, odsłania przerażający krajobraz zniszczeń. Zerwane mosty, drogi, które wyglądają jak poszarpane blizny, wybite okna, przez które wiatr niesie wilgoć i pył. Rynek, niegdyś tętniący życiem, teraz przypomina miejsce po bitwie – kostka brukowa wyrwana z korzeniami, przewrócone latarnie, powalone drzewa. Nie ma zasięgu, a mieszkańcy są odcięci od świata. Głodni i spragnieni, stoją w długich kolejkach przed jedynym otwartym sklepem, czekając na najprostszy chleb i wodę, których brakuje tak samo, jak nadziei na szybki powrót do normalności - napisał.

W Business Insider Polska sytuację w miasteczku opisuje Maciej Sokołowski, dyrektor Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju, który uruchomił zbiórkę dla mieszkańców Lądka Zdrój poszkodowanych w powodzi. - Krajobraz jak po wojnie, zdjęcia tego nie oddają. W niektórych miejscach można wciąż spotkać samochody na drzewach, tak silna fala przeszła miastem — opisuje.

- Znajomi mają pensjonat nad rzeką. Mieli. Musieli z dnia na dzień zwolnić wszystkich pracowników, nie mają przychodu, muszą się jakoś ratować. Pomoc rządowa jest super, ale potrzebny jest pomysł, jak uratować miasto żyjące z turystyki - opowiada Sokołowski.

W całym Lądku nie ma gazu, w niektórych miejscach wciąż nie ma też prądu. Malowniczy niegdyś Lądek-Zdrój stał się obrazem rozpaczy, gdy miasto zalała niszczycielska powódź. Tam, gdzie kiedyś panował spokój i harmonia, teraz króluje chaos – zniszczone domy, zerwane drogi, powalone drzewa i latarnie, a mieszkańcy walczący o resztki normalności.