Czy Wrocław rzeczywiście może zostać zalany?

2024-09-14 10:03:54(ost. akt: 2024-09-14 10:22:06)

Autor zdjęcia: Red/FB

Wiele zależy od Czechów i sytuacji w górze zlewni Odry. W 1997 r. tam padało i ta woda dopłynęła do Wrocławia, zalewając miasto, chociaż tu świeciło słońce.
- Miejsc zagrożenia powodziowego jest we Wrocławiu co najmniej kilkanaście. Przy natężeniu opadów 350-380 l/m2, nie ma systemów kanalizacyjnych, które by to udźwignęły - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską hydrolog dr Radosław Stodolak.

- Reszta miasta także jest zagrożona. Nie ma takiego miasta na świecie, które miałoby system pozwalający na rozprowadzenie takiej masy wody w tak krótkim czasie - dodaje hydrolog z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.

Dr Stodolak podkreśla, że są też stałe miejsca we Wrocławiu, tzw. hot spoty, w których podtopienia występują najczęściej. To okolice osiedla leśnickiego TBS, osiedle Widawa i okolice, a także okolice Bystrzycy. Krytyczne będą również przejazdy pod wiaduktami, m.in. na ul. Hallera czy ul. Borowskiej.

- Problem dotyczy wszystkich mniejszych cieków. Obszar zainteresowań powinien skoncentrować się na granicach Wrocławia - Oławie, Widawie, Bystrzycy, czyli sporych ciekach, które kończą bieg w Odrze - uważa.

Jego zdaniem, poważnym problemem z którym zmagają się ośrodki zapobiegania powodzią, jest stopień urbanizacji miast. Co prawda sprawa nie dotyczy już wielkich rzek, ale szczególnie tych mniejszych, które wcześniej położone były wokół pól i lasów, w których miejscu stanęły duże centra mieszkalne i osiedla.

- Są cieki, które miały kiedyś charakter rolniczy, a teraz na skutek mocnej urbanizacji mieszczą się w obszarach bardzo zabudowanych - podkreśla rozmówca portalu. - Kiedyś te opady wsiąkały w łąki, pola, a teraz deszcz spada na uszczelnione obszary dróg, dachy, beton - to woda momentalnie spływa właśnie do tych cieków - mówi.

Hydrolog podkreśla, że wiele zależy także od sytuacji w Czechach i ogólnie w górze zlewni Odry. Przypomnijmy, do powodzi w 1997 roku doszło dlatego, że padało w górze zlewni i ta woda dopłynęła do Wrocławia, zalewając miasto. W stolicy Dolnego Śląska świeciło wtedy słońce.

Hydrolog podkreśla, że na chwilę obecną nie widać, żeby istniało takie zagrożenie ze strony Odry jak w 1997 roku. - Mamy zbiornik Racibórz, który był projektowany z takim założeniem, iż skutecznie ograniczy powódź taką, jak pamiętamy. Mamy też zbiorniki Nysy Kłodzkiej, które mają bardzo dużą rezerwę - połowa jest pusta - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Radosław Stodolak.

Nysa jest dla Wrocławia ważna, bo wraz z Odrą zbiegają się powyżej miasta. - W sytuacji, gdy następuje kulminacja, to szczyty fali na Odrze i Nysie są bardzo podobne. Dlatego jeśli te kumulacje najdą na siebie w fazie wznoszącej, istnieje ryzyko, że się nadbudują. Tak było właśnie w 1997 roku - wyjaśnia ekspert.