Znamy zwycięzcę tegorocznej Ligi Mistrzów. Zaskoczenia nie było
2024-06-02 16:25:20(ost. akt: 2024-06-02 16:27:38)
W sobotni wieczór odbył się finał tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, w którym Borussia Dortmund zmierzyła się z Realem Madryt. Zdecydowanym faworytem tego spotkania była drużyna z Hiszpanii. I te prognozy się sprawdziły...
Real po raz 15. z pucharem Ligi Mistrzów
"Z Wembley do nieba" – to czołówka hiszpańskiego dziennika "AS, która idealnie wpasowuje się w tegoroczną historię Realu Madryt. Drużyna ze stolicy Hiszpanii miała w swojej kolekcji dotychczas 14. pucharów Ligi Mistrzów i stanęła przed szansą zdobycia kolejnego. Borussia natomiast, po średnim sezonie na boiskach Bundesligi, dokonała rzeczy, która przez wielu jest uważana za piłkarski cud – awansowała do finału najważniejszych klubowych rozgrywek. Presja więc, zarówno nad jedną jak i drugą drużyną, była ogromna.
Real zaczął ten mecz bardzo nieswojo, apatycznie. Można nawet powiedzieć, że w pewnym momentach był cieniem samego siebie. Borussia natomiast miała świetnie przygotowany plan taktyczny: wiele razy korzystała z gry w kontrze, a także z długich podań. I to w zasadzie przynosiło skutki, które jednak nie odbijały się echem na tablicy wyników. W 21. minucie kibice Królewskich prawie zamilkli: Mats Hummels zagrał bowiem długą piłkę w kierunku Karima Adeyemiego.
Napastnik z Niemiec okiwał obrońców i wykorzystał słabe ustawienie bramkarza Realu i w pewnym momencie znalazł się sam na sam z bramką. Dani Carvajal zdążył jednak zablokować strzał Niemca wślizgiem, który okazał się być kluczowy dla defensywy Królewskich. Parę minut później serca hiszpańskich kibiców znowu zadrżały, kiedy to Niclas Fullkrug strzelił w słupek. Jak się jednak póżniej okazało, być spalony. Do końca pierwszej połowy utrzymał się więc bezbramkowy remis.
Napastnik z Niemiec okiwał obrońców i wykorzystał słabe ustawienie bramkarza Realu i w pewnym momencie znalazł się sam na sam z bramką. Dani Carvajal zdążył jednak zablokować strzał Niemca wślizgiem, który okazał się być kluczowy dla defensywy Królewskich. Parę minut później serca hiszpańskich kibiców znowu zadrżały, kiedy to Niclas Fullkrug strzelił w słupek. Jak się jednak póżniej okazało, być spalony. Do końca pierwszej połowy utrzymał się więc bezbramkowy remis.
Co ciekawe, Real nie oddał w pierwszej połowie żadnego celnego strzału. Natomiast przelicznik „oczekiwanych goli” dla Borussi Dortmund wynosił 1,68! Jak jednak wszyscy wiedzą, podopiecznych Carlo Ancelottiego nigdy nie wolno lekceważyć. Pokaz swojej siły pokazali w drugiej połowie. Po kilku strzałach Carvajala, Bellinghama i Viniciusa Real śmiało mógł już prowadzić, ale fenomenalnie dysponowany był bramkarz Borussii, Gregor Kobel. Jednak w 74. minucie stało się to, co się musiało stać. Po świetnie wykonanym rzucie rożnym piłkę do siatki wpakował nie kto inny, jak Dani Carvajal, który tym samym wyprowadził Madryt na prowadzenie. 8 minut później wynik podwyższył Vinicius Junior, który łącznie dla Realu strzelił już 83 bramki. Real Madryt – Borussia Dortmund, 2:0.
„Zmierzyliśmy się z drużyną, która ma doświadczenie w grze i wygrywaniu finałów, która wie, jak to jest wygrać Ligę Mistrzów. Jaka jest ich największa siła? Nie widzisz, że nadchodzą” – mówił po końcowym gwizdku Edin Terzić, trener Borussii Dortmund.
„Finał Ligi Mistrzów to najważniejszy mecz, ale także może być najgroźniejszy. Trzeba maksymalnie cieszyć się faktem bycia tutaj” – dodał Carlo Ancelotti, trener Królewskich.
Tegoroczna edycja Ligi Mistrzów dobiegła końca. Pierwsze mecze fazy grupowej nowego sezonu tych najważniejszych piłkarskich klubowych rozgrywek odbędą się już we wrześniu.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez