Polska produkcja powstaje w Hollywood przy wsparciu Georg'a DiCaprio [NASZE WIDEO]
2024-04-28 16:45:24(ost. akt: 2024-04-28 21:54:28)
Należy zwrócić uwagę na to, że Auschwitz był niemieckim obozem koncentracyjnym, a nie polskim. Polacy masowo tam ginęli. Dzięki historii Wilhelma Brasse będzie można to przekazać - mówi w rozmowie z portalem wawa.info Anna Dobrowolska autorka, pisarka, producentka filmowa.
Anna Nartowska: Losy Wilhelma Brasse towarzyszą Tobie i Twojemu mężowi Irkowi Dobrowolskiemu w codziennej pracy producenckiej i reżyserskiej od blisko trzydziestu lat. Najpierw nagradzany film dokumentalny, potem album i książka. Fabuła jest zwieńczeniem tej drogi, czy przejściem do czegoś więcej?
Anna Dobrowolska: Fabuła wydaje się naturalnym etapem realizacji tego projektu. Zdarza się, że ludzie pytają, dlaczego realizacja fabuły tak długo trwa, ale chcę zapewnić, że to nie jest wcale długi czas, jak na film oparty na faktach, który ma pewien ciężar związany z tematem. Należy go zatem traktować ze szczególną wrażliwością, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę dwuletni przestój związany z pandemią. Ale zarówno proces pisania scenariusza, jak i potem zbierania pieniędzy, i wreszcie przygotowań do realizacji to proces wieloletni. Myślę także, że ten projekt wymagał wyjątkowego dopracowania. Mamy wspaniały scenariusz autorstwa Irka Dobrowolskiego i Stephena Coopera i dziś wiem, że to czekanie, z którego wcześniej nie byłam zadowolona, tak naprawdę projektowi służy. Teraz “Portrecista” trafił wreszcie na ludzi, którzy potrafią docenić siłę takich opowieści. Zawsze mówiłam, że Polacy mają nieprawdopodobne historie do opowiedzenia i szkoda, że nasze filmy nie trafiają zwykle do szerszej grupy odbiorców. Teraz mamy otwartą drogę, do tego, by opowiedzieć światu więcej. Dla polskiej kinematografii to szansa na pokazanie naszych talentów, a przede wszystkim pokazanie wszystkim pięknej historii i jej istoty.
A.N.: O czym właściwie jest ten film?
A.D.: Gdybym miała wyrazić to jednym zdaniem powiedziałabym, że historia Villego to triumf człowieka nad samym sobą i świadectwo niezwykłego świadka historii wśród barwnej grupy przyjaciół. Historia uniwersalna, dotycząca największego więzienia na świecie, czyli Auschwitz. I choć ta historia wydaje się czasowo odległa, to ciągle dotyka takich spraw, które są trudne dla człowieka i jednocześnie dla niego najważniejsze. To nieprawda, że dzisiaj ludzie się tym nie interesują, że młodych nie interesuje wojna. Młodych interesują dobre historie, a to jest wspaniała historia i jeżeli jeszcze jest poparta faktami, jeśli ktoś może dowiedzieć się z niej czegoś o świecie, o naszej przeszłości czy nawet bardziej o człowieku, to tym lepiej. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to historia mojego życia. A widząc i czując wsparcie już teraz armii przyjaciół - wiem, że to historia bardzo ważna.
A.N.: Powiedzmy może więc kim był tytułowy "Portrecista", Wilhelm Brasse?
A.D.: Młodym, utalentowanym fotografem. Polakiem z austriackimi korzeniami, który zaczyna swoją karierę przed wojną i chce robić coś pięknego, coś artystycznego. Fascynuje się tym, czyta, dokształca się, rozwija. Robi piękne portrety kobietom, które ustawiają się w kolejkach na ulicach Katowic, by zrobić sobie u niego zdjęcie. Fotografie w tamtym czasie były wykonywane inaczej i proces ich retuszowania właściwie był dziedziną sztuki. To wymagało zmysłu i wyczucia i Brasse go miał. To był artysta. fotografia była jego pasją.
A.N.: Wojna burzy ten świat....
A.D.: Wybuch wojny był punktem zwrotnym. W życiorysach milionów ludzi zaszły nieodwracalne zmiany. Tak samo były w przypadku Brasse. Kiedy zaczęła się wojna miał 23 lata. Dowiedział się, że na Węgrzech jest możliwość wstąpienia do polskiego wojska i wspólnie z kolegami próbował się tam przedostać. W Bieszczadach złapali go Łemkowie i przekazali Niemcom. Trafił do więzienia w Tarnowie i stamtąd, drugim transportem dostał się do obozu, gdzie zaczynało tworzyć się obozowe piekło. Widział je zatem niemal od samego początku, stając się naocznym świadkiem okrutnej historii.
A.N.: Jakie były jego losy w Auschwitz?
A.D.:Na początku pracował w najcięższych komandach, w tym w budowlanym. Warunki były nieludzkie. Więźniowie, pracując w ten sposób, przeżywali średnio trzy miesiące. Ktoś doradził Brassemu, że aby przeżyć musi dostać pracę pod dachem, ale to nie było łatwe. Poznał Otto Küssela, który był jednym z pierwszych trzydziestu więźniów KL Auschwitz – niemieckich przestępców przywiezionych do Oświęcimia z KL Sachsenhausen w Oranienburgu pod Berlinem. Trafił tam w 1937 roku, skazany za kradzieże. W Auschwitz dostał numer 2. W obozowej hierarchii był wysoko. Został bowiem szefem Arbeitsdienstu, jak określano biuro wydziału IIIa, obozowego wydziału zatrudnienia. To on decydował, gdzie konkretny więzień ma pracować. Küssel uwielbiał Polaków i wielokrotnie im pomagał. Pomógł też Brasse dostać pracę w specjalnym komandzie rozpoznawczym Wydziału Politycznego Gestapo (Auschwitz Erkennungsdienst), którym kierował Bernhard Walter.
A.N.: Pomogło mu to, że miał austriackie korzenie?
A.D.: Istotne było to, że świetnie znał niemiecki, także w zakresie słownictwa specjalistycznego w dziedzinie fotografii. Potrafił mówić o wszystkim, także o sprawach technicznych po niemiecku. Dlatego został wybrany. Poza tym był naprawdę znakomitym fotografem.
A.N.: Z uwagi na pochodzenie miał zapewne możliwość, by podpisać volkslistę?
A.D.: Brasse czuł się przede wszystkim Polakiem. Polskości uczyła go matka. Odmówił podpisania najpierw tzw. “palcówki”, a potem volkslisty. Mógł sobie pomóc, ale to nie mieściło się w jego kategoriach moralnych.
A.N.: Co fotografował Brasse w Auschwitz?
A.D.: W zasadzie wszystko, i to sprawiło, że był obarczony tym co zobaczył w sposób szczególny. Kiedy przyjeżdżały transporty więźniów niejednokrotnie fotografował całą noc. Patrzył na tysiące przerażonych twarzy - dzieci, kobiet, mężczyzn. Ludzi w różnym wieku i różnej narodowości. Śmierć i strach nie miały granicy. Fotografował eksperymenty medyczne Mengele, ale także też inne elementy obozowego koszmaru. Po prostu codzienność.
A.N.: Jego talent stał się także jego przekleństwem?
A.D.: Jako obozowy fotograf był więźniem uprzywilejowanym. Na początku pobytu w obozie był bliski śmierci - wychudzony i wycieńczony. W pewnym sensie, gdy został fotografem traktował to jak szczęście, szansę na poprawę losu. Potem, i to właśnie staje się również dramaturgicznym, wspaniałym punktem kulminacyjnym w naszej fabule, zrozumiał i poczuł, że jednak to “szczęście” ma cenę, i że ta cena jest szalenie wysoka, może nawet za wysoka. Autorzy scenariusza, czyli team polsko-amerykański: Irek Dobrowolski i Stephen Cooper, pragnęli ukazać właśnie ten moment, w którym on zdaje sobie sprawę, jaka jest cena. Od tego momentu zaczyna się jego świadome bycie w obozie. Brasse nie jest w tym Witoldem Pileckim. On jest bohaterem bardziej dnia codziennego, bohaterem, który codziennie pomagał ludziom, który pokazywał innym jak przetrwać, do kogo pójść, żeby coś lepszego dostać do jedzenia albo jaką pracę zdobyć, aby mieć szansę żyć. Czasami robił nielegalne fotografie do fałszywych legitymacji, które ratowały ludziom życie. Tak naprawdę uratował wiele ludzkich istnień, a także co ważne - przyczynił się do zachowania najważniejszych dowodów zbrodni. W akcie finalnym - w dniach oswobodzenia obozu - w rezultacie doprowadza bowiem do tego, że dzięki odwadze jego i jego kolegi Bronisława Jureczka, dzięki temu że potrafili się przeciwstawić i zaryzykować, ocalało ponad 40 tysięcy fotografii. Po wojnie to były główne dowody Holocaustu i niemieckich zbrodni.
A.N.: Czym "Portrecista" będzie się różnił od innych filmów, jakie znamy w tej tematyce?
A.D.: Nasz film będzie bliższy realiom Auschwitz, niż znamy to z filmów z ostatnich lat. Będzie bliższy pokazywaniu prawdziwego życia więźniów, niż zabawy z konwencją. Po raz pierwszy chyba pokażemy życie więźniów z perspektywy więźnia uprzywilejowanego, który wydaje się, mógł mieć w obozie jak przysłowiowy pączek w maśle. Brasse należał do tej grupy, ale to także tzw. grupa ludzi niosących tajemnicę, którzy w każdej chwili mogli być zgładzeni, dlatego, że za dużo widzieli. To też będzie ważna oś “Portrecisty”.
A.N.: Kiedy mówi się o Auschwitz, w powszechnej świadomości jednak pojawia się wtedy pamięć głównie o zagładzie Żydów. “Portrecista” przypomni o tym, że w Auschwitz ginęli inni - także w ogromnej liczbie Polacy?
A.D.: Na pewno należy zwrócić uwagę na to, że Auschwitz był niemieckim obozem koncentracyjnym, a nie polskim. Polacy byli pierwszymi więźniami Auschwitz i masowo tam ginęli. Dzięki historii Wilhelma Brasse, który czuł się Polakiem i jednocześnie był jednym z pierwszych więźniów obozu, i który tak wiele widział, wręcz wszystko dokumentował, będzie można to przekazać. Zależy nam także na tym, by pokazać że historia Wilhelma Brasse jest uniwersalna, dotyczy naprawdę każdego. To historia o tym jak może zostać złamane życie młodego człowieka posiadającego olbrzymi potencjał. To także historia o złamanym życiu fotografa, artysty, który po wojnie nigdy więcej nie bierze już aparatu do ręki. Dziś zapominamy, że nasze życie w każdej chwili może się nieodwracalnie zmienić.
A.N.: Film powstaje w Hollywood. Dobrym duchem projektu jest od początku George DiCaprio.
A.D.: Chcę podkreślić, że film realizujemy w Hollywood, ale pierwsze pieniądze zawdzięczamy Polakom - polskim instytucjom - Bankowi BGK oraz Fundacji State of Poland, którzy zrozumieli jak ważne jest pokazanie tej historii całemu światu. Film powstaje jako koprodukcja międzynarodowa, w języku angielskim i z udziałem producentów o dużym doświadczeniu. Przewodnikiem grupy, a także jego dobrym duchem jest George DiCaprio. Nasze długoletnie relacje (powstałe przy realizacji filmu "Struggle") pozwoliły na zbudowanie wyjątkowego zaufania. Grupę tworzą poza tym osoby z doświadczeniem w dużych produkcjach. Ludzie oddani tematowi, którzy są w tym ze mną, jako polskim producentem wiodącym, od wielu lat i służą mi pomocą, swoim doświadczeniem oraz wiedzą, która jest niezmiernie potrzebna do tego, żeby rozwinąć projekt w takiej skali, na jaką chcemy to zrobić. To wynik naszej wieloletniej pracy nad jedną z najlepszych prawdziwych historii, jakie pozna świat i mam nadzieję, że zakończy się spektakularnym sukcesem, bo ta historia na to zasługuje.
A.N.: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Nartowska
Anna Dobrowolska – autorka, publicystka i producentka filmowa. W 2006 roku zrealizowała film dokumentalny „Portrecista”, który był wielokrotnie nagradzany w kraju i na świecie. W oparciu na nim w 2022 roku nakładem Wydawnictwa ZNAK ukazała się powieść dokumentalna jej autorstwa pt. „Byłem fotografem w Auschwitz. Prawdziwa historia Wilhelma Brassego". Wraz z Leonardo DiCaprio wyprodukowała dla Netflixa dokument "Walka, życie i utracona sztuka Szukalskiego". Obecnie pracuje nad filmem fabularnym o Wilhelmie Brasse, realizowanym w koprodukcji międzynarodowej, ze światową dystrybucją.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez